Kortowo – studenckie miasteczko w lesie: Moja opowieść o raju nad jeziorem

Budynek akademiku w środku lasu

Co jest największym skarbem Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, bez wahania można powiedzieć – Kortowo. To nie jest zwykły campus – to prawdziwa perełka, o której krążą legendy wśród studentów i nie tylko. Położone na uboczu Olsztyna, z dala od hałasu i spalin, Kortowo wygląda jak wyjęte z pocztówki – lasy, jeziora, cisza. Czasem aż trudno uwierzyć, że to uczelnia, a nie jakiś park narodowy. Wyobraź sobie: uczysz się o fotosyntezie, a za oknem szumi las i odbija się słońce w jeziorze Kortowskim. Nauka i natura w jednym? Dla mnie to brzmi jak przepis na studencki raj. Ale co sprawia, że to miejsce jest tak wyjątkowe? Siadaj wygodnie, opowiem Ci, co widziałam na własne oczy i dlaczego Kortowo to coś więcej niż tylko kampus.

Zielone płuca Warmii

Kortowo to taki zakątek Olsztyna, gdzie Warmia i Mazury pokazują swoje najpiękniejsze oblicze. Campus rozciąga się na ponad 230 hektarach – serio, to więcej niż niektóre miasteczka! Większość terenu to lasy, łąki i brzegi jeziora, które latem aż proszą się o piknik. Pamiętam, jak pierwszy raz przyjechałam tu z koleżanką – miałyśmy tylko zobaczyć akademiki, a skończyłyśmy na godzinnej przechadzce nad wodą. W pięć minut od sali wykładowej jesteś na leśnej ścieżce albo nad jeziorem. To jak teleportacja z miejskiego zgiełku w oazę spokoju.

A jezioro Kortowskie? To serce kampusu i – nie przesadzam – centrum studenckiego życia. Latem roi się tu od kajaków, śmiechu i imprez. Kortowiady, czyli nasze lokalne juwenalia, to już tradycja. W maju 2024 roku znów było głośno – pamiętam, jak tłumy tańczyły przy koncertach, a ja z przyjaciółmi próbowałam swoich sił w konkursie na najlepsze przebranie. Wygrać się nie udało, ale zabawa była przednia. Kortowo latem to taki studencki festiwal na pełnych obrotach – natura i imprezy idą tu w parze jak kawa i ciastko.

Kortowo – od szpitala do studenckiej utopii

Wiesz, że Kortowo nie zawsze było takie sielankowe? W XIX wieku działała tu ferma rolna i – uwaga – szpital psychiatryczny. Brzmi jak początek horroru, prawda? Ale spokojnie, po wojnie teren przejęły polskie władze, a w 1950 roku powstała Wyższa Szkoła Rolnicza. To był początek wielkiej przemiany. W latach 60. i 70. zaczęto stawiać nowe budynki, ale – i to mi się podoba – nie zadeptano przy tym przyrody. W 1999 roku narodził się UWM, a Kortowo stało się jego wizytówką.

Dziś masz tu wszystko: nowoczesne wydziały, bibliotekę, w której mogłabym zamieszkać (serio, te widoki zza okien!), a nawet Centrum Konferencyjne. Ale co mnie urzekło? To, że nowe budynki nie gryzą się z naturą. Widać, że ktoś tu pomyślał o ekologii. Jakby Kortowo mówiło: „Hej, możemy być nowocześni, ale las i jezioro zostają na pierwszym miejscu”. I za to je kocham.

Nauka z widokiem na jezioro

Kortowo to nie tylko ładne widoczki – to miejsce, które naprawdę inspiruje. Zajęcia terenowe w lesie to był hit. Wykładowca tłumaczy, jak działa ekosystem, a ty stoisz w środku tego ekosystemu – lepsze to niż slajdy w PowerPoincie! Studenci weterynarii czy ochrony środowiska mają tu jak w raju, bo natura sama podsuwa im laboratorium.

Ale nie myśl, że to tylko dla „zielonych” kierunków. Znajoma z wydziału sztuki opowiadała mi, jak malowała pejzaże nad jeziorem – mówiła, że Kortowo to jej muza. Może to brzmi banalnie, ale w Kortowie łatwiej złapać oddech i równowagę – zwłaszcza jak deadline goni, a ty masz ochotę rzucić wszystko w diabły.

Życie w Kortowie – akademik, plaża i Stary Młyn

Życie studenckie w Kortowie to osobna bajka. Akademiki są tak blisko jeziora, że czasem budzi cię plusk wody albo śpiew ptaków – no dobra, częściej impreza z sąsiedniego pokoju, ale rozumiesz, o co chodzi. W wolnym czasie można zagrać w siatkówkę na plaży albo pobiegać po lesie – to fajny sposób stres przed sesją. A jak chcecie się zresetować, weźcie książkę i usiądźcie na trawie. Proste, a działa.

Najlepsze wieczory studenckie można spędzić w „Starym Młynie” – klubie, który jest jak legenda Kortowa. Tam się tańczy, śmieje i plotkuje do rana. Kortowo ma ten vibe – czujesz się jak w domu, ale z bonusem w postaci lasu za oknem.

Kortowiady i energia studencka

Nie mogę nie wspomnieć o Kortowiadach. To święto studentów, które co roku zamienia kampus w imprezową stolicę Warmii. Muzyka, sport, głupie konkursy – pełen pakiet. W 2024 roku gwiazdą był zespół, który rozgrzał tłum do czerwoności, a ja z ekipą biegałam od sceny do budki z jedzeniem, próbując złapać każdy kawałek tej atmosfery. To pokazuje, że Kortowo jest otwarte – nie tylko dla nas, studentów, ale i dla całego Olsztyna.

Dlaczego Kortowo to coś więcej?

W dużych miastach, jak Warszawa czy Kraków, kampusy są rozrzucone po betonie – tu aula, tam biblioteka, a między nimi tramwaj i spaliny. W Kortowie masz wszystko pod ręką i jeszcze ten las, który działa jak reset dla głowy. Czujesz się częścią społeczności, a nie trybikiem w maszynie. Dla mnie to był drugi dom – miejsce, gdzie uczyłam się, śmiałam i czasem płakałam nad książkami, ale zawsze z widokiem na jezioro.

Kortowo to studenckie miasteczko w lesie, które ma duszę. Łączy nowoczesność z naturą, naukę z chilloutem. Jak sobie pomyślę, że mogłam studiować w szarym bloku w centrum miasta, to aż mi się ciarki przechodzą. Kortowo to nie tylko campus – to styl życia. I powiedz mi szczerze: czy można chcieć więcej, mając jezioro pod nosem i las za płotem? Dla mnie odpowiedź jest jasna jak słońce nad Kortowskim.